To nie może być dom: wszystko, co rozwiera się
pod palcami jest cudze – jak mąż pielęgnujący mnie
ostrożnie i ukradkiem niczym uliczną roślinę,
lub wynajęte – jak ciało, senne wędrówki
jego organicznych układów, prosty handel:
ja mam gładkie pozy, ja mam gładkie wgłębienia
na drobne monety czy inną ciężką walutę.
To nie może być dom, ale jestem u siebie:
neony Wrocław Śródmieście, z których ukłuciami
przyjazna elektryczność sztucznie zasila mi krew.
Jednak dzisiaj mam żyły czyste i szerokie,
wszystkie nerwowe połączenia są spokojne,
a wargi niewładne - obrosłe w kłamstwo niby
okrężnym pnączem; nie do rozplątania, bo pod nim
ciepłe wewnętrzne jamy, bardziej wstydliwe od nagości.
Teraz, gdy nikt nie pilnuje mi ust, rozdzielam je
manualnie, wyjmując głód i ból jak oswojone ryby
i wchodzę w pierwszy bezpieczny sen – choć wciąż
mam do zasypiania rozległe ławice ich uładzonych skór.
ALFA NOVA CZTERYpowieść 2018-04-26 09:08 początek | Ecce homopoezja 2018-04-18 23:10 Teizm, ateizm, teina, amfetamina. Dla każdego jego opium. | Zawsze będziemy mieli Paryżpoezja 2018-04-16 00:34 Może grafomania, ale prosto z serducha, bez przygotowań i prób, wersja \"mint\". Kamera,... |